Hodowcy sukcesu
– Zrównoważony rozwój pozostanie mrzonką, jeśli nie doprowadzimy do znaczącej poprawy sytuacji w rolnictwie. Koncentracja produkcji rolnej jest wymogiem czasu, a duzi hodowcy i plantatorzy muszą mieć poczucie stabilności rozwoju i osiąganych dochodów – ocenia prof. Paul Krugman, amerykański noblista w dziedzinie ekonomii.
Słowa profesora z Uniwersytetu w Princeton w USA potwierdzają w całej rozciągłości Aleksandra i Hubert Cichoszewscy, Ewa i Robert Magnuszewscy oraz bracia Dariusz i Radosław Góra, hodowcy trzody chlewnej z różnych części Polski. – Mamy poczucie stabilności rozwoju i osiąganych dochodów – deklarują. Co ich łączy? Mówiąc najkrócej: Gobarto 500.
– Gobarto 500 to program partnerskiej współpracy spółki Gobarto i rolnika w chowie trzody chlewnej skupiający obecnie około 100 hodowców w całym kraju – informuje Marcin Śliwiński, prezes Zarządu Gobarto S.A. – Kooperacja odbywa się przy wsparciu techniczno-merytorycznym Gobarto. Polega ona na wybudowaniu na gruncie rolnika, przy współpracy z Gobarto, budynku inwentarskiego do 2000 stanowisk tuczowych lub wielokrotności tej liczby –uzupełnia prezes Śliwiński.
Z kolei Piotr Karnas, dyrektor ds. rozwoju trzody chlewnej w Gobarto, dodaje, że fundamentem sukcesu rolników jest prowadzona przez Spółkę hodowla warchlaków, głównie we własnych fermach zarodowych i pasz, które stanowią prawie 90 proc. kosztów produkcji tucznika.– Umowa współpracy obejmuje 15 lat i gwarantuje hodowcy bardzo stabilne dochody na poziomie ok. 10 – 15 tys. zł miesięcznie, niezależnie od sytuacji na rynku trzody chlewnej, oczywiście poza kwotą niezbędną do spłaty kredytu i bieżącego funkcjonowania budynku inwentarskiego – zaznacza dyrektor Karnas.
„Gobarto eliminuje ryzyko finansowe i zapewnia godny byt mojej rodzinie”
– podkreśla Hubert Cichoszewski, czterdziestokilkuletni technik mechanizacji rolnictwa z wykształcenia, rolnik z przysiółka Karolewice niedaleko Pniew, w Wielkopolskiem.
Po I wojnie światowej, na skrawku ziemi w rejonie Karolewic gospodarować zaczęli pradziadkowie Huberta – Adam i Wincenty. Już po II wojnie światowej stery rodzinnego interesu przejął dziadek Walerian, a po nim ojciec Piotr. Piotr Cichoszewski scalił 26 hektarów, w latach 70. hodował prosięta, warchlaki i maciory, zmodernizował gospodarstwo i rozbudowywał park maszynowy. Hubert jest obecnie gospodarzem na 150 hektarach własnych i dzierżawionych gruntów, na których wraz z żoną Aleksandrą uprawiają zboża, kukurydzę i rzepak. Pomaga im brat Huberta – Wiesław. Rodzina Cichoszewskich wciąż też zajmuje się hodowlą trzody. Zaczynali w 2001 roku od 40 macior, potem skupili się na zakupie warchlaków i sprzedaży tuczników. – Było ciężko i niestabilnie. Na własnej skórze poczuliśmy te słynne świńskie „dołki” i „górki”. Do tego doszedł afrykański pomór świń i wszystkie jego skutki. Któregoś dnia, w 2018 roku wpadła mi w ręce lokalna gazeta z opisem programu Gobarto 500 i to był przełom. Zdecydowaliśmy się podjąć współpracę z firmą – wspomina Hubert Cichoszewski.
Obecnie Cichoszewscy mają dwa budynki inwentarskie. W mniejszym, odziedziczonym po ojcu Huberta hodują ok 1000 tuczników od Gobarto, w większym – wybudowanym już dzięki wsparciu firmy – ok 2000 sztuk. – Jeden „rzut”, czyli cykl produkcyjny trwa ok. 3 miesięcy. Gobarto przywozi warchlaki o wadze 26-30 kg i odbiera tuczniki ważące po ok 125 kg. Systematycznie dostarcza też paszę, a hodowla jest pod stałą opiekę weterynaryjną – opisuje Hubert. – Pracujemy przy świniach 2-3 godziny dziennie. Nowa chlewnia jest w pełni zautomatyzowana, z paszociągami, odpowiednią wentylacją i monitoringiem zwierząt. Nasza zajęcie jest bardzo opłacalne, pieniądze zawsze docierają na czas i możemy spać spokojnie – zachwala Aleksandra Cichoszewska.
Aleksandra i Hubert Cichoszewscy wierzą, że pracę w gospodarstwie w Karolewicach podejmie przedstawiciel piątego już pokolenia rodu. Ich najstarszy syn Filip ma 15 lat i uczy się w I klasie technikum rolniczego.
„Gobarto oferuje przejrzyste relacje biznesowe, sprawną logistykę, fachowe wsparcie i rzetelność”
– tak z kolei ocenia Program Robert Magnuszewski, trzydziestokilkuletni rolnik z maleńkiego Magnusza na Podlasiu.
Pracą na roli parał się w tych okolicach już jego pradziadek Franciszek. Rodzinny interes na dobre rozkręcił Jerzy, ojciec Roberta. Na początku lat 80. wyjechał „za chlebem” do Stanów Zjednoczonych, a za ciężko przez dwa lata zarobione pieniądze postawił już w Polsce dwie chlewnie. Dopiero później, dzięki zyskownej działalności chlewni, zbudował dom. Siał i sadził na 20 hektarach, hodował około 100 macior i tuczników. W 2008 roku państwo Ewa i Robert Magnuszewscy wzięli ślub i w tym też roku Robert przejął gospodarstwo od ojca, zmieniając diametralnie jego strategię. – Postawiliśmy z żoną na hodowlę krów, produkcja mleka bardzo się wtedy opłacała – precyzuje Robert. – Zauważyliśmy jednak, że praca przy 35 krowach jest ciężka, a opłacalność produkcji mleka systematycznie spada. Zadaliśmy sobie proste pytanie: a może wrócimy do świń, mamy przecież chlewnie po teściu? – dodaje Ewa, małżonka i wspólniczka Roberta. Zakupili 150 warchlaków. Pierwszy „rzut” hodowli przyniósł niewielki zyski, następne dwa wyszły „na zero”. Uznali, ze trzeba rozszerzyć produkcją, ale za 2 mln złotych kredytu na nowy, duży budynek inwentarski bank zażądał pod zastaw całego rodzinnego majątku. – To było zbyt duże ryzyko. Doszliśmy do wniosku, że trzeba poszukać kogoś większego do kooperacji. I wtedy obejrzałem na You Tube film o programie Gobarto 500. Odwiedziliśmy kilku rolników działających w ramach tego programu i podjęliśmy decyzję: wchodzimy w to – opowiada Robert.
Obecnie Ewa i Robert Magnuszewscy, gospodarujący na ponad 150 hektarach, mają już za sobą 5 cykli produkcyjnych we własnych chlewniach na ponad 600 tuczników, dostarczonych przez Gobarto, a od podstaw powstaje właśnie kolejny, nowoczesny budynek inwentarski za kredyt żyrowany przez Gobarto. – W ostatnią wigilię Bożego Narodzenia zauważyliśmy z mężem, że jeden z warchlaków ma jakiś problem zdrowotny. Zadzwoniliśmy do weterynarza z firmy. Byliśmy przekonani, że przyjedzie po świętach. Przybył natychmiast. Tak współpracuje się z Gobarto – konkluduje Ewa Magnuszewska.
„Gobarto reprezentuje wyłącznie polski kapitał, a na takim właśnie partnerze biznesowym bardzo nam zależało”
– twierdzą zgodnie trzydziestokilkuletni bracia Dariusz i Radosław Góra z Bukowca w województwie kujawsko-pomorskim.
Nad okazałym, rozpościerającym się na uboczu, trzypokoleniowym domem rodziny Góra powiewa zawieszona na stałe biało-czerwona flaga. Ireneusz Góra, ojciec Dariusza i Radosława prowadzi na początku spotkania do pokoju wypełnionego dziesiątkami fotografii z wizerunkami przodków. – To nasz mały IPN – mówi. – Pojęcie patriotyzm, także patriotyzm gospodarczy jest dla naszej rodziny bardzo ważne. Mój dziadek służył jako kawalerzysta pod komendą marszałka Piłsudskiego – dodaje z dumą.
Właśnie od ciężkiej pracy pradziadków Dariusza i Radosława na 12 hektarach datuje się prosperity rodu. Dziadkowie, Stanisław i Krystyna Bukała, podwoili stan posiadania gruntów. Z kolei rodzice, Bożena i Ireneusz Góra, znacząco rozszerzyli hodowlę. Najpierw bydła zarodowego, a od początku tego wieku – trzody chlewnej w cyklu zamkniętym.
– Mieliśmy wtedy około 60 loch i karmiliśmy je tym, co urosło na naszych i wydzierżawionych 60 hektarach. W 2017 roku, gdy już od kilku lat dysponowaliśmy z bratem po 50 proc. ojcowizny, Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa przyznała nam dotację na rozszerzenie produkcji loch. Jednak na wybudowanie odpowiedniej chlewni nie wystarczyło pieniędzy – wspomina Radosław Góra, z wykształcenia technik agrobiznesu.
– Z czasem stało się oczywiste, ze ryzyko hodowli na własną rękę rośnie, że musimy poszukać silnego partnera. Gdy z bratem rozejrzeliśmy się na rynku wiedzieliśmy jedno: albo Gobarto, albo stagnacja – podkreśla Dariusz Góra, logistyk.
Dziś bracia dysponują własnym budynkiem na 600 miejsc tuczowych i dwoma wybudowanymi dzięki pomocy Gobarto, na 1100 stanowisk każdy. Wszystkie zasiedlane są warchlakami z ferm zarodowych Gobarto. – Dzięki inwestycji w fotowoltaikę mamy w 100 proc. własny prąd, a wkrótce będziemy mieli także własne ujęcie wody – zapewnia Radosław. – Szanujemy środowisko, dbamy o właściwą bioasekurację produkcji. Gnojowicę, do której dodajemy biostymulanty używamy jako naturalnego nawozu. W ubiegłym roku nie kupiliśmy ani grama nawozów sztucznych – podsumowuje Dariusz.
Bracia Góra planują budowę kolejnych budynków inwentarskich. Do spółki z Gobarto S.A.
Drużyna Gobarto
Z ankiety przeprowadzonej przez Gobarto wynika, że 80 proc. hodowców przystępujących do Programu Gobarto 500 i podpisujących umowy to mężczyźni, najczęściej posiadający gospodarstwa o średniej wielkości. Ponad 30 proc. z nich to właściciele gospodarstw o powierzchni od 11 do 20 hektarów, a ponad 25 proc. to gospodarze posiadający areał o powierzchni od 21 do 30 hektarów. Pokazuje to, jak ważną rolę pełni Program w zwiększaniu możliwości rozwoju gospodarstw w Polsce. Możliwość zakupu nowych gruntów przez rolników jest ograniczona, dlatego rozwój hodowli, to dla nich realna szansa na podniesienie poziomu i pewności dochodów. Dzięki temu Program pośrednio wpływa na ograniczenie wyludniania i starzenia się wsi. Niemal 30 proc. uczestników ankiety to osoby poniżej 30 roku życia, a blisko 60 proc. to osoby do 40 lat. Większość hodowców posiada wykształcenie średnie i wyższe.